Wyjazd na Palau

Wyjazdu na Palau, zrodził się w mojej głowie 2 lata temu. O tym cudownym miejscu dowiedziałem się dość przypadkowo, bo podczas jednego ze szkoleń SSI w Norynbergi w Niemczech. Byłem wtedy na kursie biznesowym, zaadresowanym do właścicieli centrów nurkowych i ich menadżerów. Prowadzący to szkolenie Dag Maknil, szef SSI w USA, tak zachwalał to miejsce, że nie mogłem myśleć o niczym innym. Pamiętam, że kiedy opowiadał o pobycie na Palau, mówił o tym, jak o przygodzie swego życia, a szczególnie skupił się na miejscu zwanym Blue Corner. Wspominał wtedy, że jest to najlepsze miejsce nurkowe, jakie widział w swojej karierze nurkowej. Jego opowieść sprawiła, że czułem się tak, jak bym sam tam był.

Wyjazdu na Palau, zrodził się w mojej głowie 2 lata temu. O tym cudownym miejscu dowiedziałem się dość przypadkowo, bo podczas jednego ze szkoleń SSI w Norynbergi w Niemczech. Byłem wtedy na kursie biznesowym, zaadresowanym do właścicieli centrów nurkowych i ich menadżerów. Prowadzący to szkolenie Dag Maknil, szef SSI w USA, tak zachwalał to miejsce, że nie mogłem myśleć o niczym innym. Pamiętam, że kiedy opowiadał o pobycie na Palau, mówił o tym, jak o przygodzie swego życia, a szczególnie skupił się na miejscu zwanym Blue Corner. Wspominał wtedy, że jest to najlepsze miejsce nurkowe, jakie widział w swojej karierze nurkowej. Jego opowieść sprawiła, że czułem się tak, jak bym sam tam był. Dlatego, kiedy przeszliśmy na tematy związane ze spotkaniem, nie mogłem się w ogóle skupić. Przez cały czas kombinowałem, jak i kiedy mogę tam pojechać.
Po powrocie do Polski, zacząłem budować grunt pod wyjazd w nowym, nieznanym do tej pory naszym klientom, kierunku. Opowiadałem wszystkim do około o unikalności i niesamowitości tego miejsca. Początkowo zainteresowanie było niewielkie, wiec temat trafił „do szuflady”, a ja wcielałem w życie i realizowałem plany zaczęte wcześniej, jak i te, których realizacja nie jest, aż tak skomplikowanym wyzwaniem logistycznym.
Nie minęło wiele czasu i zacząłem odbierać coraz więcej telefonów, od ludzi wyrażających zainteresowanie wyjazdem na Palau. Nie chcąc zaprzepaścić, nadarzającej się okazji, od razu zabrałem się za przygotowywanie całej ekspedycji.
W naszym centrum mamy zasadę, że na dalekie wyjazdy, nigdy nie zabieramy więcej niż 10-12 osób. Eskapady tego typu są drogie, ze względu na przelot i nurkowania. Pokusa zarobku na nich jest wielka, ale mając na uwadze komfort i zadowolenie uczestników, zawsze organizuje małe grupki. Na nowym gruncie, zawsze mogą pojawić się problemy i nieprzewidziane sytuacje, a mając 9cio osobowa grupę, czułem się pewnie i komfortowo planując nasz wyjazd.
Podróż rozpoczęliśmy od przelotu do Frankfurtu, skąd ruszyliśmy w dalszą drogę do Hongkongu. Niestety z lotu nic nie pamiętam. Krótko po starcie, połknąłem pigułkę na sen i spałem jak zabity. Obudziłem się dopiero na śniadanie, godzinę przed lądowaniem. Czas w Hong Kongu zmienił się o 7 godzin w stosunku do tego, który mieliśmy w Polsce. Twardy sen dobrze mi zrobił i dzięki temu aklimatyzacja na nowym terenie, przebiegła bez problemów.
W Hongkongu wylądowaliśmy dość wcześnie, bo o 7.30. Z lotniska do hotelu, dotarliśmy po około 40min jazdy busem. Lokalizacja była rewelacyjna, bo nad samym brzegiem wody, dosłownie 5min spacerkiem od alei gwiazd w turystycznej części miasta. Po przybyciu na miejsce okazało się, że nasze pokoje będą gotowe, dopiero po godz. 11.00. Nie tracąc czasu, zostawiliśmy bagaże w recepcji i wyruszyliśmy zwiedzać. Okolica okazała się bardzo ciekawa. Pierwszym miejscem, jakie odwiedziliśmy, była lokalna knajpa, pełna tubylców, co upewniło nas, że jedzenie będzie smaczne! Ze względu na nieznajomość języka chińskiego, dania zamawialiśmy w oparciu o obrazki z menu, co stworzyło zabawną sytuację, ponieważ, w chwili, gdy potrawy pojawiały się na stole, nikt z nas nie wiedział czy to jego. O samego rana mieliśmy niezłą zabawę, a przy okazji smaczne śniadanie. Nie ma, jak zacząć pobyt w nowym miejscu od wesołej przygody, dodało nam to, jeszcze więcej energii i chęci do zwiedzania.

Kiedy najedzeni opuszczaliśmy lokal, ulice zapełniły się i tętniły już życiem. Tłumy przechodniów, ruszyły w swoją codzienną drogę. Co dziwne ilość ludzi, na ulicach nie rosła. Później dowiedzieliśmy się, że mieszkańcy chętniej wybierają metro i autobusy, niż własny transport. Nic dziwnego, w Hongkongu mieszka aż 7 milionów osób. Władze musiały wymyślić jakiś sposób, na rozładowanie korków. Nie wiem jak to zrobili, ale podziałało, może warto by wskazać ten kierunek, odpowiednim ludziom w Polsce?
Hongkong jest wielkim i nowoczesnym miastem. Pełno tam drapaczy chmur i nowoczesnych budynków sięgających nawet na 120 pięter. W tym tętniącym życiem mieście, spędziliśmy 2 dni zwiedzając okolicę i poznając jego bogatą i ciekawą historię. Mając do dyspozycji busa z przewodnikiem, zwiedziliśmy najciekawsze miejsca, ale był to tylko ułamek, tego, co oferuje Hongkong. Bardzo mocno w pamięci utkwił mi park rozrywki, coś na styl Disneylandu z gigantyczną ilością atrakcji, rozmieszczonych na bardzo rozległym terenie. Było tam wszystko od kolejek górskich po zoo z Pandą, Azjaci wiedzą jak bawić się z rozmachem, a do tego są mistrzami niekonwencjonalnych i funkcjonalnych rozwiązań. Teren w parku przedzielony był, stromą górą na dwa rejony, które łączyła kolejka linowa i szybki pociąg. Mieliśmy do dyspozycji 6 godzin na zabawę, a mimo to zwiedziliśmy zaledwie ułamek, z tego, co można znaleźć w ofercie, tego kolosa rozrywki. Pierwszym miejscem, jakie odwiedziliśmy było oceanarium. Podczas moich poprzednich wyjazdów, udawało mi się zawsze trafiać do dużych miast, w których oglądałem morsie zwierzęta w niewoli, ale oceanarium w Hongkongu, było jak do tej pory największe.
W basenach pływały chyba wszystkie ryby, jakie można spotkać podczas nurkowania na rafie. Poza wielorybem, było chyba wszystko ;) Oceanarium podzielone jest na korytarze, w których można oglądać małe stworzenia wodne, a centralna jego część umieszczona była tuż obok restauracji, gdzie jedząc obiad, można było podziwiać głębię oceanu. Określić to można tylko w jeden sposób - pełen odlot! Naszej ekipie niestety nie udało się dostać do knajpy. Na rezerwację stolika, musielibyśmy czekać ponad godzinę. Nie byłem tym faktem mocno zasmucony, wiedziałem, że wchodząc tam, wydam na obiad trzykrotnie więcej, niż gdybyśmy jedli w centrum miasta. Po upływie kilku kolejnych godzin, poświęconych na zwiedzanie, cała grupa zaczynała zrobiła się na tyle głodna, że nikt nie myślał zbyt długo nad wyborem lokalu i jego menu. Cel był jeden – powstrzymać uczucie głodu. Czując ucisk w żołądku zaczynałem żałować, że nie staliśmy w kolejce do pierwszej restauracji! Niestety, im dalej od wyjścia, tym więcej ludzi w przybytkach gastronomicznych, a oczekiwanie na stolik mogło trwać w nieskończoność. Zrozumiałem wtedy, ile osób naprawdę mieszka w Chinach. Z każdą chwilą tłum rządny posiłku narastał. Każda knajpa była pełna, a kolejki do atrakcji, oferowanych przez park rozrywki, zakręcały się ślimakiem. Nie było wyboru, nie mając gdzie usiąść, zdecydowaliśmy się na budkę z dziwnie wyglądającym jedzeniem. Na nasze szczęście, zastosowanie znalazła tu stara prawda, by nie oceniać książki po okładce. Już po pierwszym kęsie, pobiegłem do kolejki po dokładkę. I tak siedząc na krawężniku, zamiast w rozkosznej restauracji, zjedliśmy smaczny lunch w iście globtroterskim stylu. Jedyne, czego żałuję, to, że nie mogliśmy zostać dłużej. Ocean Park jest ogromny, aż szkoda było wychodzić. Na otarcie łez moich i moich towarzyszy, mieliśmy fakt, że nasza wspaniała podróż i wielka przygoda, tak naprawdę dopiero się zaczyna!

W Hongkongu było bardzo przyjemnie, ale to miasto, nie było ostatecznym celem naszej wyprawy. Drapacze chmur i ulice utrzymane w nienagannym porządku, były jedynie przystankiem na naszej trasie.
Po udanych zakupach udaliśmy się na lotnisko, skąd samolotem wyruszyliśmy na spotkanie z celem naszej podróży - Palau. Na miejscu wylądowaliśmy dość późno, bo o 23.00, krótko po odbiorze bagaży pojechaliśmy do hotelu. W recepcji udało nam się ustalić jedynie godzinę śniadania i po chwili wszyscy rozlokowali się po pokojach. Każdy musiał odreagować ogrom wrażeń i sen był tym, czego potrzebowaliśmy. Rano, obudziło mnie pukanie do drzwi. To był Krzysiek, który poinformował mnie uprzejmie, że zgodnie z planem, mieliśmy spotkać się o 9.00 na śniadaniu, a mnie nie ma, mimo że dochodzi 11.00. No cóż, nie zawsze można pamiętać o nastawieniu budzika, zwłaszcza w tak wakacyjnym klimacie jak ten na Palau ;) Niestety, przez moje spóźnienie restauracja hotelowa, mogła zaoferować mi na śniadanie, jedynie tost z dżemem ;). Całe szczęście tego dnia nie mieliśmy w planie nurkowania, więc nie byłem zły, że zaspałem.
Po skromnym śniadanku, zacząłem rozglądać się po hotelu. Jego lokalizacja była rewelacyjna!. Wszędzie dookoła, były rozmieszczone małe baseny z rybami i morską wodą oraz plażą z białym piaskiem. Po 30 minutowym spacerku w około hotelu, byłem mokry jak szczur. Wilgotność na Palau wynosi około 80-90%, wystarczy wyjść z pod prysznica na świeże powietrze, aby znowu być mokrym ;)
Po wstępnych oględzinach miejsca, w którym mieliśmy spędzić kilka najbliższych dni, postanowiliśmy zorganizować spotkanie przy basenie, celem omówienia planu naszego pobytu. Oczywiście najczęstszym pytaniem, jakie padało, było nieśmiertelne - „kiedy nurkujemy”;) Tego dnia mieliśmy wolne, na aklimatyzację do nowego środowiska, ale po chwili namysłu stwierdziliśmy, że warto zrobić chodź jedno nurkowanie sprawdzające – tak na wszelki wypadek ;) Baza nurkowa, była oddalona od hotelu o 5min drogi, więc zrzuciliśmy sprzęt na plecy i wybraliśmy się na nurkowanie. Sam’s Tours, w którym wykupiliśmy pakiet nurkowy, to jedna z lepszych baz nurkowych na Palau. Jako osoba „z branży”, patrzyłem na nią z zazdrością, „kiedy my taką bazę z Ojcem zbudujemy w Kłodnie? ” Poza tradycyjnym sklepem i częścią nurkową Sam’s miał jeszcze bar. Idealne miejsce na spotkania po nurkowaniu. W bazie tego dnia byliśmy około godziny 16.00 i większość łódek spłynęła już do mariny. Wydawało nam się, że zaraz zamkną nam drzwi centrum nurkowego przed nosem, a tu kolejne zdziwienie! Życie towarzyskie w bazie dopiero nabierało rozpędu. Przy super muzyce i uderzanych o siebie kuflach piwa, cała baza zaczynała się rozkręcać. Widziałem po minach obecnych tam osób, że nurkowania tego dnia, musiały być bardzo udane. Każdy rozmawiał o tym, co widział przekrzykując się nawzajem, kto widział większą rybę itd. Wszyscy poczuli klimat wakacji i ten przyjemny luz, kiedy wiesz, że jesteś na miejscu i pozostaje cieszyć się chwilą ;) Nastrojów nie był w stanie popsuć nawet fakt, że My musieliśmy poczekać z opowieściami do pierwszego zanurzenia.

Po załatwieniu formalności i wszystkich papierków, dobraliśmy ołów, sklarowaliśmy sprzęt i wskoczyliśmy do wody, tuż obok bazy nurkowej. Niestety widoczność nie była zachwycająca, ale nikt z nas, nie spodziewał się niczego nadzwyczajnego, po nurkowaniu w porcie ;) To co było dla nas istotne, to sprawdzenie sprzętu i wyważenie się, tak, aby uniknąć problemów na kolejnych nurkowaniach, co do których byliśmy pewni, że będą niepowtarzalne.
Następnego dnia, po pysznym śniadaniu wyruszyliśmy podekscytowani na zaplanowane nurki. Po dotarciu do bazy Sama, zostaliśmy przywitani przez Laurę, uroczą Dunkę, która okazała się być naszym przewodnikiem nurkowym. Była tak miła i naładowana pozytywną energią, że po chwili biegiem pojawiliśmy się na łodzi nurkowej, gotowi na wspaniałe przeżycia, jakie gwarantują wody Palau. Łodzie nurkowe miejscowych to prawdziwe rakiety, mając na rufie dwa silniki po 200 koni mechanicznych każdy, były w stanie w przeciągu godziny dopłynąć do najdalszych raf Palau. Podczas podróży obserwowaliśmy wyspy, które niczym grzyby w lesie wyrastały nad powierzchnią wody. Piękne widoki, jakie roztaczały się po horyzont, sprawiły, że większość tras przepłynąłem na stojąco. Nie chciałem stracić najmniejszych szczegółów mijanych szybko krajobrazów. Wiedziałem, że nie prędko będę miał okazję wrócić do tego miejsca. Czas gnał jak szalony, a „lot” szybką łodzią między wyrastającymi dookoła wyspami, budził niesamowite emocje! Godzina to sporo, ale zapatrzony w horyzont, nawet nie zauważyłem, kiedy minęła.
Miejsca nurkowe zawsze były oblegane. Na powierzchni wody, często było zacumowanych od trzech do sześciu łodzi, ale pod wodą, przez cały okres naszego pobytu, minąłem się może dwa razy, w krótkim czasie z inną grupą. Wszystko było idealnie wyliczone. Może to przypadek? a może idealna logistyka miejscowych baz nurkowych?! Nie wiem, tak czy siak… czuliśmy się tam wyjątkowo, a o to przecież chodziło. Rafa na Palau, jest bardzo podobna do tej w Egipcie. Z jedną dużą różnicą… zwierzęta, a dokładnie ich liczebność! Praktycznie na każdym nurkowaniu, widzieliśmy po 3-4 żółwie, a o rekinach nie wspomnę, bo towarzyszyły nam przez cały czas. W niektórych miejscach, przypływały stadami po 20-30 sztuk, potraficie to sobie wyobrazić? Po pierwszym dniu wszyscy byliśmy mocno napakowani wrażeniami i w końcu zaczynaliśmy rozumieć nurków, którzy godzinami oparci o bar w bazie Sam’s Tour opowiadali o swoich przeżyciach i wrażeniach, a naprawdę było o czym! ;)
Jednym z najlepszym nurkowań w moim odczuciu, było to w miejscu nazwanym Blue Corner. Występował tam mocny prąd, a najciekawsze miejsce, znajdowało się waśnie w jego najmocniejszym ujściu. Dzięki wykorzystaniu haków, które wczepia się w rafę, mogliśmy spokojnie oglądać pływające w około rekiny i inne stworzenia tamtejszej fauny. Podczas tego dnia zamówiliśmy z bazy operatora z kamerą, który spędził z nami cały dzień, uwieczniając wszystko dla najbliższych i potomnych ;)

Jeśli nie widziałeś jeszcze filmu z naszego wyjazdu, to zachęcam cię serdecznie do nadrobienia zaległości. Zaledwie 10 min z jednego dnia poświęconego na nurkowanie, a my mieliśmy ich 5 i prawie każdy był równie niesamowity ;)
Na Palau nie siedzieliśmy całymi dniami tylko pod wodą! Czas na miejscu można uatrakcyjniać sobie w przeróżny sposób. My skorzystaliśmy z kilku możliwości, jakie oferuje to magiczne miejsce, a tą, która zapadła najlepiej w pamięć i pozostawiła niezatarty ślad w pamięci, był lot śmigłowcem. W chwili, gdy wszyscy zdecydowaliśmy się na lot, koszt nie był duży, a frajda nie do opisania. Helikopter nie posiadał drzwi, przez co wszyscy pasażerowie mieli możliwość podziwiania okolicy. Śmigłowiec często wykonywał szybkie zwroty między wysokimi wyspami i gdyby nie pasy… sam nie wiem, ale dało się wyczuć podniesiony poziom adrenaliny w żyłach. Okazało się również, że z powietrza można świetnie obserwować zwierzęta morskie ;) manty, diugonie, rekiny były widoczne jak na dłoni. Po wrażeniach, jakich dostarczył przelot, ciężko było zebrać myśli… trwało to zaledwie 20min, ale każda sekunda jego trwania, wbiła się w pamięć na długie lata.
Wieczorami spędzaliśmy czas w lokalnych restauracjach, na zakupach oraz w nocnych klubach. O tych ostatnich warto wspomnieć! Owe przybytki, poza atrakcjami, jakich można się zawsze spodziewać w ich progach, oferowały karaoke! Nie będę was czarować, mając w ręku mikrofon, a za kołnierzem parę promili, wiodłem prym na Sali, zabawiając gości swoim orientalnym głosem. Nie zawsze mi wychodziło, ale przez częste oklaski rzadko schodziłem ze sceny ;)
Palau - Bomba! Tak w dwóch słowach można określić nasz pobyt w tym bajecznym miejscu. W oderwaniu się od rzeczywistości pomagał również brak zasięgu telefonów komórkowych na całym Palau! Wydaje mi się, że wszyscy przez tydzień czasu dostali to, po co przyjechali. Przede wszystkim opaleniznę i wakacyjny nastrój, jak i wspomnienia, których czas nie zatrze przez wiele lat, a nawet jeżeli, to zdjęcia i film uwieczniające naszą przygodę, pozwolą nam wrócić do tych pięknych dni.
Mikronezja, Indonezja ma coś w sobie, co sprawia, że wakacje w tym rejonie zawsze są przyjemne a osoby, które raz tu pojadą na pewną będą chciały wrócić. Dla mnie nie będzie to ostatni wyjazd do tej części świata. Moim zdaniem Azja południowo – wschodnia, jest najlepszym miejscem na spędzanie wakacji. Szkoda tylko, że jest tak daleko od Polski, ale może właśnie trud i poświęcenie włożone w taki wyjazd, sprawiają, że jest on zawsze niesamowity, niepowtarzalny i zostaje w pamięci do końca życia?

Polub nas

Udostępnij

Nigdy nie nurkowałeś?

Dowiedz się jak zacząć podwodną przygodę!

Stronę przegląda się wygodniej trzymając urządzenie poziomo.

Zamknij ten komunikat