Zdjęcie z safari wrakowego - wrzesień 2012

Siódmego w piątek o szóstej zero na lotnisku Lecha Wałęsy w Rębiechowie dziesięcioosobowa ekipa Trytona czeka na samolot do Hurghady. Humory dopisują bo było nie było tydzień wakacji w ciepłym klimacie a u nas już późna zimna jesień. Samolot startuje planowo i już po czterech godzinach lotu wita nas w Hurgadzie bezchmurne niebo, gorące słońce i żar lejący się z nieba, a tu większość w sweterkach i ciepłych galotach. Po wyjściu z lotniska przedstawiciel „Top Dive” zabiera nas busem do pobliskiego portu, gdzie kotwiczy łódź safari o dźwięcznej nazwie „Star Jet”.

Siódmego w piątek o szóstej zero na lotnisku Lecha Wałęsy w Rębiechowie dziesięcioosobowa ekipa Trytona czeka na samolot do Hurghady. Humory dopisują bo było nie było tydzień wakacji w ciepłym klimacie a u nas już późna zimna jesień. Samolot startuje planowo i już po czterech godzinach lotu wita nas w Hurgadzie bezchmurne niebo, gorące słońce i żar lejący się z nieba, a tu większość w sweterkach i ciepłych galotach. Po wyjściu z lotniska przedstawiciel „Top Dive” zabiera nas busem do pobliskiego portu, gdzie kotwiczy łódź safari o dźwięcznej nazwie „Star Jet”. Kwaterujemy się w kajutach i po szybkim lunchu idziemy w miasto.  Dla nas to egzotyka i to mocno nachalna, gdy na każdym rogu sprzedawcy na siłę ciągną do środka swoich sklepików a dowiedziawszy się, że jesteśmy z Polski krzyczą za nami „mucha rucha karalucha” i inne w podobnym stylu hasełka. Jest wesoło ciekawie, egzotycznie i piekielnie gorąco, a słońce na bezchmurnym niebie praży jak lampy w solarium. Wracamy na łódź i po kolacji zasypiamy snem sprawiedliwego a tu o 2 w nocy hałas jakbyśmy wpadli na rafę, to druga część pasażerów naszej łodzi z miasta stołecznego W-wy kwateruje się w kajutach. Rano zaspani wstajemy na śniadanie.  Łódź jeszcze w porcie. Czekamy na urzędnika, który spóźnia się z decyzją zezwalającą na wypłynięcie.  Wreszcie płyniemy. Pierwsze zapoznawcze nurkowanie na rafie a potem piękny wrak o tragicznej historii, prom „Salem Express”, miejsce tragedii ludzkiej i jednocześnie radości tysięcy nurków penetrujących jego ogromny 115 m leżący na sterburcie kadłub. Po skończonym nurkowaniu nasza łódź obiera kurs na półwysep Synaj, gdzie u wejścia do kanału Sueskiego trafiony niemieckimi bombami,  zatonął w 1941 r. brytyjski transportowiec Thistlegorm.

Długi na 126 metrów statek przewoził na swoim pokładzie sprzęt zaopatrzeniowy dla wojsk alianckich i spoczął z całym dobytkiem na dnie zatoki na głębokości 30 m.- równo na stępce. I znowu tragedia morska stała się największą nurkową atrakcją Morza Czerwonego. Pogoda jak na zamówienie - zero wiatru i gorące słońce na bezchmurnym niebie, a błękitną taflę morza nomen omen czerwonego marszczą tylko latające ryby. Po 12 godzinnym rejsie parkujemy na środku morza do boi wiszącej nad wrakiem, wyczerpujący briefing i skaczemy pod wodę. Pod nami błękitna otchłań, komputer odlicza kolejne metry i wreszcie stalowy kadłub ukazuje nam swoje oblicze, może będę górnolotny, ale dla mnie to prawie ekstaza. Ten labirynt korytarzy, ładownie wypełnione niebezpiecznymi zabawkami dla dużych chłopców, samochody, motocykle, karabiny i wszystko owiane tragiczną tajemniczą historią, której pilnują stada ryb. Robimy trzy nurkowania, w tym jedno nocne. Walczymy z prądem, który chce nas zdmuchnąć z wraku i wiem jedno - na pewno tu jeszcze wrócimy. Następne nurkowania w czasie kolejnych dni robimy przy rafie Shaab Abu Nuhas czyli blaszana rafa. Stała się ona  ostatnią przystanią dla czterech wraków - 80 metrowy parowiec Sarah H., 99 metrowy motorowiec Giannis D., 90 metrowy parowiec Carnatic i 100 metrowy frachtowiec Chrisoula,  którego ładownie wypełnione są terakotą podłogową. Pogoda dopisuje, humory również. Wiatru jak na lekarstwo, a więc nie ma problemów z bujaniem. Woda gorąca jak zupa w barze, więc niektórzy nurkują tylko w samych koszulkach. Codziennie cztery nurkowania - pobudka o 6,00 i pod wodę. Śniadanie i znowu nurek.

Potem lunch i pod wodę a po kolacji nocne nurkowanie i tak wokoło. Co chwilę inna rafa, i do wody, a woda ciepła i przezroczysta,  na dodatek wokół koralowej rafy pełno kolorowych rybek. normalnie akwarium. I tak przez kolejne dni - wilgotno, gorąco i kolorowo. Ostatnie nurkowanie  - wrak tuż przy Hurghadzie leżący kilem do góry na głębokości 30 m. Egipski stawiacz min EL Mina zatopiony przez izraelskie bombowce w 1976 r. Jesteśmy już pewnie zmęczeni bo nie zrobił na nas dobrego wrażenia, a że to ostatnie nurkowanie to ochoczo zabraliśmy się do suszenia i klarowania sprzętu. Czas już do domu. Jeszcze wspólne zdjęcie,  pożegnania z załogą i nasz opiekun Ahmed wiezie nas busikiem do hotelu w Safadze. W hotelu obfita kolacja, może mała drzemka i o 23,00  busem na lotnisko w Hurghadzie. Potem ciemną nocą do domu. A w domu jak to w domu praca i praca a poza tym, zimno buro i ponuro, deszcz pada i zima za pasem.
Więc może nad ciepłe morze w listopadzie wyjazd do Dahabu w zatoce Akaba na półwyspie Synaj oczywiście w Egipcie
zapraszam
Waldemar Wnorowski

Polub nas

Udostępnij

Nigdy nie nurkowałeś?

Dowiedz się jak zacząć podwodną przygodę!

Stronę przegląda się wygodniej trzymając urządzenie poziomo.

Zamknij ten komunikat